13 maja 2014

i'm back...


      Wracam po dwóch miesiącach niebytu. Siadam do komputera i robię trzy, może cztery podejścia. Chciałabym napisać coś zabawnego, ale mam kompletną pustkę w głowie. Zaczynam i kasuję. Dużo się ostatnio działo i jeszcze trochę emocji i wrażeń kołacze się gdzieś w środku.

Gdzieś pomiędzy domem a pracą, tuż po drugich urodzinach bloga i na chwilę przed latem, zapragnęłam zielonej spódnicy, choć właściwie bardziej limonkowej, niż zielonej. Urzekł mnie ostatnio ten kolor i uznałam, że latem, kiedy już nie będę przypominała córki młynarza, limonka może się całkiem nieźle prezentować.
Cel był jasno określony - tkanina w kolorze jasnej, seledynowej zieleni. Fason - spódnica z koła z dodatkowymi kontrafałdami. Kupiłam więc materiał, który w pasmanterii wydawał mi się idealny i odkurzyłam moją maszynę.
Szyło się okropnie...! Tkanina ślizgała się na prawo i lewo, uciągała i strzępiła, jak szalona. A na sam koniec, okazało się, że jest za miękka i spódnica układa się zbyt blisko ciała... Wymyśliłam sobie, że może podszyję ją tiulem, ale limonkowy tiul to w moich pasmanteriach czysta abstrakcja, więc odpuściłam. Stwierdziłam, że na chwilę obecną musi wystarczyć mi to, co jest. Tak więc przedstawiam Wam moją nową, niesamowicie zwyczajną i cudnie zieloną spódnicę z koła. I kota, który najwidoczniej ma ogromne parcie na szkło ;-)

















      Nie wiem, jaki odcień zieleni jest widoczny na Waszych ekranach, ale u mnie na dwóch komputerach jest zupełnie różny. W domowym - zieleń była prawie żółta. U męża - zieleń jest soczyście zielona i wręcz razi w oczy. A w rzeczywistości spódnica jest cudnie limonkowa :-)





       Jak widać na zdjęciach, kostka brukowa to wspaniały obiekt do obserwacji  :-)





      Kot nieco zaspany, ale zawsze chętnty do bycia sfotografowanym. Jeszcze chyba żadna sesja nie odbyła się bez Poziomki. Nie wrzucam, rzecz jasna. jej zdjęć za każdym razem, ale dziś wyjątkowo zasłużyła, żeby tu się znaleźć. Podczas zdjęć pierwszorzędnie otarła się o moje nogi, zostawiając na czarnych rajstopach całą masę sierści...  ;-)
     
   

      Tyle na dziś. Uciekam leczyć uporczywe przeziębienie...


Pozdrawiam
Promyk

6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie wyszła bardzo fajnie:) I nie zmieniaj nic.
    Na dodanie tiulu chyba za krótka. Wyglądałaby, jak tutu dla małej dziewczynki.
    A nie...jedno, a nawet dwa, możesz zmienić;) Wyzdrowiej i pisz częściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ślicznie :-)
      Jeśli chodzi o tutu, to mam wielkie marzenie uszyć sobie coś w tym stylu, czarną albo beżową spódniczkę z mnóstwem wartsw tiulu. Jedyne co mnie powstrzymuje, to strach przed tym, że będę wyglądać.. jak mała dziewczynka ;-)

      Powoli zdrowieję, więc może niedługo znów tu się pojawię.
      Pozdrawiam Cię ciepło :-)

      Usuń
    2. mi się marzy tiulowa spódnica. taka do kolan. łososiowa :) ooo!
      taki miękki tiul myślę, że też może być dobry na tutu;) czy tutu to tylko sterczące są?
      wracaj, wracaj!

      Usuń
    3. z tutu to sprawa nie jest do końca jasna :-) ale jak masz ochotę na tiulowego łososia, to szyj :D za mną chodzi ten beż, ale przeraża mnie ilość metrów potrzebna do uszycia tej kiecuchy. widziałam kiedyś w sieci zdjęcie i chciałabym taką samą... tak ze dwadzieścia metrów chyba trzeba na nią mieć..

      ps.
      wracam niedługo :-)

      Usuń
  2. limoneczka cudowna :) widze ogromny progresss w Twojej pracy. I jak zwykle przepiękna! Ściskam mocno!

    www.ozehq.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ozzi :*
      Fajnie słyszeć, że ktoś widzi moje postępy (ja sama jestem wobec siebie ogromnie krytyczna i ciągle wydaje mi się, że stoję w miejscu). Ale skoro tak mówisz, to pewnie coś w tym jest :-)

      buziaków ożehowych moc :D

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad :-)