15 kwietnia 2018

To (chyba) ostatnia ciążowa sukienka...


      Lato przyszło tej wiosny tak szybko i niespodziewanie, że poczułam się do niego zupełnie nieprzygotowana  :-)  Na zewnątrz od kilkunastu dni jest fantastycznie ciepło, a ja powoli roztapiam się z przegrzania. W ciąży temperatury wyższe niż plus 15 stopni Celsjusza, odczuwam jak upały... Nic więc dziwnego, że już dłuższy czas marzą mi się letnie sukienki i sandały. Jednak wyrwanie się do ludzi z gołymi nogami w kwietniu mogłoby wyglądać nieco komicznie. No i ta po-zimowa bladość...
W spodniach czy sukience i rajstopach jest mi po prostu za ciepło. Na krótszą kieckę jest trochę za wcześnie. A jako, że potrzeba matką wynalazków (a czasem najprostszych rozwiązań), pomyślałam, że uniknę tych niedogodności szyjąc sobie sukienkę maxi, która nie odsłania ramion, zakrywa nogi, a jednocześnie nie rozpuszczę się w niej, jak pozostawione na słońcu lody :-)

Fason, jak zwykle, najprostszy z możliwych. Sukienka z gatunku tych, co to można je po ciąży przerobić na inny ciuch. Kimonowy rękaw z doszytym fragmentem, który można wywinąć. Długa, lekko rozszerzająca się ku dołowi. Na tyle luźna, by nie krępować ruchów, ale nie na tyle wielka, by wyglądać w niej jak malinowa Buka  ;-)
Ot, po prostu taki długalaśny t-shirt w kolorze jasnej maliny.
Za około półtora miesiąca powinno nas być już czworo, dlatego w tytule napisałam, że jest to raczej ostatnia sukienka szyta z myślą o ciąży. Potem, kto wie, pewnie będzie wypadało uszyć coś Juniorowi Młodszemu, tak dla równowagi  :-)




















2 komentarze:

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad :-)