10 czerwca 2012

Remontowy kryzys






      Sanki na "zielonej" trawce to efekt przeprowadzki. W pierwszej kolejności przewieźliśmy rzeczy, które teraz będą nam najmniej potrzebne. A że śniegu w czerwcu próżno wypatrywać, sanki pojechały pierwszym kursem. Kiedy i ja dotarłam z drugą turą rzeczy do nowego domu, szczerze rozbawił mnie widok sanek w ogrodzie obok sterty skoszonej trawy i ściętych gałęzi (powoli oddżunglamy nasz ogród ;-]  ). Ale przyznam szczerze, że powoli mam dość całej tej przeprowadzki, a właściwie związanego z nią remontu.
      Wymyśliłam sobie, że oprócz standardowego malowania, zrobimy w kuchni mały remont, bo przecież nie będę mogła spokojnie żyć, jeśli zlewozmywak zostanie w tym miejscu, w którym go zastaliśmy na początku... Wszystko ma być jak należy, a nie każdy mebel na innej ścianie - tak zarządziłam i teraz "cierp ciało, skoroś chciało"  ;-)  Przesunięcie zlewu wiąże się oczywiście z wyprowadzeniem rur w ścianie przez całą kuchnię, do tego zbijanie starych kafelków (tych nie będę nawet komentować) i caaaaałą masą kurzu..  :/  Gdyby nie kuchnia, możnaby już właściwie zamieszkać w nowym domu, a tak pełno roboty przed nami i pomieszkiwanie w dwóch miejscach naraz, w każdym na pół gwizdka. Jakoś mnie to demotywuje, choć przecież sama tego chciałam. Eh, te babskie pomysły ;-)
     
      Są jednak pozytywne strony tej sytuacji - po pierwsze będę miała kuchnię właśnie taką, jaką chcę ;)
      Po drugie - moje dziecko biegając po ogrodzie, co chwilę przynosi mi wszelkiego rodzaju roślinki, które zakwitły jakimkolwiek kwieciem, twierdząc, że robi bukiet dla mamy :D
      Po trzecie - i chyba najważniejsze - będę miała swój pracownię krawiecką!  :D Mężuś bez żadnych oporów zgodził się oddać jeden pokój na potrzeby mojej rozwijającej się pasji, ale myślę, że to dlatego, iż zaproponowałam, żeby w pracowni stanęła jako ozdoba jedna z jego ukochanych maszyn do szycia. I choć pewnie jeszcze dużo czasu upłynie, nim zasiądę do szycia w mojej pracowni, już teraz zastanawiam się, która z maszyn będzie zdobić to cudne pomieszczenie...  :D




Chociaż ma to swój urok, to nie mogę doczekać się zakupu nowych lamp :D





A to krzew, który mam w ogrodzie. Kwitnie pięknie, ale nie ma do niego dojścia. Przydałaby się maczeta do utorowania dróg w niektórych miejscach ;-)














      Drzewka owocowe to kolejny wspaniały aspekt tej przeprowadzki :D
Jeśli chodzi o czereśnie, to toczy się o nie walka pomiędzy mną a szpakami - kto pierwszy ten lepszy. Są pyszne, więc nie dziwię się ptakom, że tak chętnie je podjadają, ale mogłyby uwzględnić fakt, że nie są same i zostawić nieco więcej dla nas ;)
      A co będzie z jabłonki? Jeszcze nie wiem. Póki co, owocuje, jak widać, ale na skosztowanie jabłek trzeba jeszcze troszkę poczekać.








      Maszyny grzecznie i po cichutku czekają w salonie, razem z całą masą innych rzeczy do uporządkowania. Obie są piękne, obie chciałabym w pracowni, jednak miejsca zabraknie. Eh..



      Na tym zakończę dzisiejsze narzekanie i ładnie się pożegnam ;-)  Życzę wszystkim udanego niedzielnego wieczoru i mnóstwo pozytywnej energi w związku ze zbliżającym się poniedziałkiem! :D


Pozdrawiam

Promyk

2 komentarze:

  1. piękne te nogi od maszyny:) och jak ja lubię takie stare cuda:) nawet niedawno z mężem oszaleliśmy na ich punkcie i kupiliśmy sobie 3różne:) piękne i bardzo stare:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a najlepsze jest to, że to nie są same nogi :-) to w pełni sprawne i szyjące maszyny :D mam ich dwie plus jedne nogi plus trzy same główki maszynowe bez nóg. mężuś zaraził mnie miłością do "staroci" więc doskonale Was rozumiem :)
      pozdrawiam

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad :-)