Dzierganie szydełkowej spódniczki idzie mi troszkę jak po grudzie, a to czasu brakowało, a to coś trzeba było spruć, a to przyplątało się choróbsko wstrętne jakieś... Na dodatek na samym końcu dziergania zaczęłam się zastanawiać, czy aby napewno wybrałam dobry sposób wykonania spódnicy i rozważam całkowite jej sprucie. Jeśli się na to zdecyduję, to pewnie dostanę szału, ale tu kompromis chyba nie jest możliwy. Dlatego dla odprężenia, tak pomiędzy jedną gorączką a drugą, postanowiłam coś uszyć. Miała to być torba plażowa, ale nie jest aż tak ogromna, jednak butelka wody, ręcznik i krem do opalania spokojnie się w niej zmieszczą ;-)
Dzisiaj przedstawiam dzieło nie do końca ukończone, ale finisz jest już blisko :)
Nie wiem jeszcze, czy zostawię jedną kokardkę, czy może dodam jeszcze dwie. Ot, dylematy kobiety ;)
Idę dalej chorować. Pozdrawiam ciepło.
Promyk
fajny pasiak:)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuń