Zaczęło się ładnych parę lat temu, kiedy to okazało się, że Pan Mąż jest wielbicielem staroci. Nie tak bezkrytycznie i bezwarunkowo wszystkich, ale zdradzał pewne symptomy tej "choroby" :-) Pierwszymi jej objawami były zakupy starych żelazek z tzw. duszą czy stylowej wagi kuchennej. Kiedy te zachcianki zostały zaspokojone, a nadmiar staroci sprzedany (nikt nie chce mieć w domu muzeum ;-) ), przyszła kolej na coś bardziej spektakularnego. W naszym domu, a właściwie garażu, pojawił się motorower, a konkretnie Komar. Tak, tak - dobrze widzicie ;-) Eksponat miał swoje lata, w związku z czym Pan Mąż postanowił dać mu drugie życie i zainwestował w renowację. Malowanie, chromowanie, wymiana poszczególnych elementów.
Potem przyszła kolej na następne... Tym sposobem doszliśmy to etapu, w którym to Pan Mąż Wielbiciel Staroci, nieco znudzony powiewami dawnych lat, kupił sobie bardziej współczesny motocykl szosowo-turystyczny. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie miałam nic przeciwko. Ba! O mało nie skończyło się rozwodem! ;-) Pan Mąż jednak długo zapewniał, że rozwijanie szalonych prędkości nic a nic go nie interesuje, chce jedynie czerpać przyjemność z jazdy. Jest w tym chyba trochę prawdy, gdyż motocykl, którym jeździ obecnie, nie osiąga prędkości, która spędzałaby mi sen z powiek. Tak więc nie zobaczę mego ślubnego na youtubie, przecinającego powietrze ze świstem na swoich dwóch kółkach. Uff... :-)Po pewnym czasie i długich namowach Męża, zdecydowałam się wybrać z nim na przejażdżkę. Raz, drugi, trzeci. I nie było nawet tak źle, chociaż bycie pasażerem to podobno dużo mniejsza frajda, niż bycie kierowcą. Ja tam nie wiem ;-)
W każdym razie od chwili, kiedy nieco bardziej chętnie wybierałam się z Mężem na przejażdżki, ten zaczął się upierać nad kupnem motocykla dla mnie. Ha! Rozbawił mnie do łez. Przecież ja nie chcę, nie będę i w ogóle mnie to nie kręci.. Nigdy w życiu! A poza tym to nie podobają mi się żadne szosowe, tylko choppery. Ale na Boga, czy wyobrażacie sobie takiego kurdupelka, jak ja, na chopperze??? Nigdy w życiu...
Mamy z Panem Mężem bardzo odmienny gust, w kwestii motocykli. Ale już nigdy, nigdy w życiu nie będę się zarzekać, tak jak wtedy... :-)
Przeszukaliśmy wszystkie możliwe strony, przejrzeliśmy portale aukcyjne... i jak na złość, znaleźliśmy motocykl, w którym zakochałam się bez pamięci...
I kupiliśmy.
Moja piękna czarnulka jest już wiekowa (ma prawie 18 lat), ale za to wspaniale zachowana i wypielęgnowana. (Czy to znaczy, że ja też jestem fanką staroci...???) Ludzie na forach internetowych twierdzą, że to jeden z brzydszych modeli, ale ja naprawdę mam to w nosie, bo to była miłość od pierwszego wejrzenia i wątpię, aby w najbliższym czasie coś miało się zmienić.
Teraz tylko dopełnienie formalności, wymiana oleju i można otwierać sezon :-)
Trzymajcie za mnie kciuki, bo jednym z moich postanowień noworocznych jest właśnie porządne douczenie się jazdy na motocyklu...
Pierwsza miłość Pana Męża. Mamy ją do dziś :-)
Pozdrawiam,
Promyk
Bardzo ładny, nie mogę zgodzić się z opiniami "internetu" - chociaż z drugiej strony nie widziałam konkurencji ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło słyszeć :-) A z tą konkurencją to jest tak, że dużo zależy od naszych osobistych preferencji. I chyba tak jest ciekawiej.
UsuńPozdrawiam :-)